poniedziałek, 29 października 2012

Makijaż na Halloween czyli Frankenstein w moim wydaniu.

Moją drugą charakteryzacją, którą robiłam kilka lat temu, było stworzenie Frankensteina.
Może jest trochę koślawy (przepraszam Kochanie), ale widzicie ze można łatwo stworzyć coś brzydkiego z przystojnego faceta.
Wystarczy użyć zielonych, szarych i czarnych cieni do oczu, masy charakteryzatorskiej, no i ja wspomogłam się trochę Air Brushem, ażeby przyspieszyć swoją pracę.
A, i zapomniałabym - wykorzystałam przecięty w pół korek od winka ( wszystko spożytkowane jak należy).
Kiedyś postaram się wykonać taki tutorial, może wyjdzie mi to lepiej:) No ale w ramach ciekawostki wrzucam tu zdjęcia mej dawnej pracy.  Z powodzeniem każdy może wykonać taka charakteryzację na Halloween.
Nie ukrywam ze było przy tym dużo śmichów i chichów, także polecam:)
Macie już jakieś pomysły na strój w dzień/noc duchów czy nie lubicie przebieranek?







poniedziałek, 22 października 2012

Honey - funny !

W miniony weekend spędziłam czas na planie nowego teledysku Honoraty Skarbek "Honey". Poasystowałam trochę, nawet okazało się, że jestem totalnie beznadziejna w szyciu:D
Niebawem jak dostanę bekstejdże, nie omieszkam się nimi polansować.
Coby nie mówić, nie miałam pojęcia ile pracy należy włożyć w taki klip. Stylówa była zapięta na ostatni guzik, akcesoria, scenografia szykowana pół dnia, pół nocy, i pół ranka, nad wszystkim czuwał duet Grymuza&Lewicka.
Nowy album Honey ukazuje się w styczniu, a klip LalaLove już niebawem.
W sobotę towarzyszyło nam wspaniałe słońce więc wszyscy zaspokoili się witaminką Dy i działali na pełnych obrotach.
Pomimo, iż wolę mocniejszą nutę, nowy utwór Honoraty zapadł mi tak w ucho, że przed zaśnięciem nuciłam go na okrągło. No ale w sumie nie dziw skoro po kilkudziesiętnym odtwarzaniu go znałam już wszystkie słowa:D
Nigdy nie śledziłam twórczości Honey gdyż mam troszkę inne preferencje muzyczne.
Po minionym weekendzie stwierdzę SZCZERZE, że dziewczę te jest naprawdę sympatyczną, pracowitą i zajebistą dupą.  No i ba, kupię nawet jej nowy album:)
Tym miłym akcentem kończę swą wypowiedź.



PS. Gdzie jest weekend ja się pytam? 7 dni w tygodniu pracujących a a ja marzę o kanapie, tv i zimnym desperadosie.

piątek, 19 października 2012

Kupowanie butów w internecie...?



Dziś w samym centrum Wrocławia otworzono butik butów (można tak powiedzieć?! to jest chyba niepoprawnie...:D) butik DeeZee! Od zawsze miałam chrapkę na te buciwo. Blogerki i modnisie prześcigały się w polowaniu na najnowsze modele. Nie powiem - zazdrościłam im tego, że tak wytrwale prowadzą swoje boje, a ich kolekcja sięga kilku lub kilkudziesięciu par butów tej marki. Nie wszystkie są wygodne, ale to, że są oryginalne (no dobra, są podróbami kolekcji znanych projektantów), kolorowe i miłe dla oka - trzeba im przyznać.
Koniec z reklamowaniem bo większość zna już tę markę, a nie płacą mi za reklamę;P


Przed otwarciem tego butiku (ładne słówko swoją drogą) zastanawiałam się ile osób kupuje buty w sklepach internetowych.
Zrobiłam mały risercz i okazało się, że takich sklepów jest mnóstwo i są bardzo oblegane. Często ceny butów są trochę tańsze niż te Dajśmanowe lub porównywalne, a można zakupić model, który ciężko dostać we własnym mieście.
Może to chęć bycia trendi, chęć "pławienia się w luksusach" kupując coś marki na czasie, chęć bycia jak nasze rodzime celebrytki lub po prostu wygoda kupowania przez internet.
Patrząc na to z drugiej strony często możemy kupić zły rozmiar nie mierząc osobiście buciwa. Płacimy więc za dodatkowy zwrot paczki lub wystawiamy na allegro licząc na to, że uda się sprzedać nietrafiony zakup za całą wydaną kwotę.
Uczucia nadal mam mieszane, i chyba nigdy nie będę należała do grona fanek internetowych sklepów sprzedających obuwie.

Podsumowując dziękuję  DeeZee, że jesteś we Wrocławiu.






poniedziałek, 15 października 2012

Fixer - czy naprawdę utrwala na cały dzień?

Kolejny produkt z serii Kryolan - tzw. Utrwalacz do makijażu Derma Color Fixing Spray


Jest mój mały ulubieniec. Na razie nie znalazłam lepszego zamiennika pomimo, że słyszałam o nim kilka negatywnych opinii. Próbowałam fixeru z Sephory i jak dla mnie zostawia "zbyt duże" krople na buźce.

Może po kolei.

Fixer rozpylamy na twarz z odległości 30-40 cm. Ja nie przesadzam z ilością. Dwa psiknięcia wystarczą.
Po naniesieniu, możemy czuć dziwne uczucie ściągnięcia skóry lub suchej, aczkolwiek błyszczącej powłoczki (zauważyło to ok. 60% babeczek, które malowałam). Uczucie mija po krótkim czasie a makijaż utrzymuje się długo i jest zdecydowanie bardziej odporny na ścieranie.

Plusy:
- Zdecydowanie utrwala mejkap, myślę że min. o 4 h dłużej,
- Doskonały na okazjonalne makijaże (przy codziennym mejkapie wysusza buziaka),
- Jest bardzooo wydajny,
- Dostępny w ponad dwa razy większej (niebieskiej) butli dla chętnych,
- Niewielkie opakowanie (w sam raz do kuferka/torebki)
- Niezła cena - 42 zł za 150 ml.

Minusy:
- Ciężko zauważalne, chyba tylko to suche uczucie ściągnięcia zaraz po "psiknięciu" może przeszkadzać.
I tyle.



PS. Pod koniec tego okropnego poniedziałku dostałam niespodziewaną wiadomość - w ten weekend z wspaniałą, wrocławską ekipą stanę na planie pewnego teledysku jako ekipa wizażowa. Szczegółów nie mogę teraz zdradzić, ale juuuż niebawem...:D:D lalala

poniedziałek, 8 października 2012

Moja historia z Elizabeth Arden

Nie wiem czemu ale od zawsze marka Elizabeth Arden kojarzyła mi się z produktami dla starych babć.
Jakiś czas temu moja przyjaciółka ze Sztokholmu przywiozła mi balsam do ciała właśnie spod znaku Elizabeth Arden. Jak się po sekundzie okazało to nie był zwykły balsam. Po pierwsze - zapach wprowadził mnie w wir ekstazy (użyłabym słowa na O, ale blog jest przeznaczony również dla niepełnoletnich, przykro mi). Po drugie znów zapach. No dobra, po trzecie nawilżał i wygładzał skórę przez długiee godziny. Po czwarte mój facet go kochał i mnie też (ale to znów temat na +18);) Po piąte - ta papka do ciała zawiera małe granulki, które wydaje się, że dobrze robią skórze. Nie wiem jak ale na pewno robią ;)
Po kolejne produkt jest niezwykle wydajny. Wychodząc z sauny zimą, smarowałam się nim, a zapach utrzymywał się długi czas na moim ciele i ciuszkach. Rewelacja. Chętnie zakupię kolejne opakowanie bo nie znalazłam żadnych minusów. No dobra - cena. Ale koniec tematu.


Na zdjęciu: 
                              Elizabeth Arden, Green Tea, Honey Drops Body Cream cena ok. 100 zł

Druga i ostatnia, moja rzecz EA to słynny zapach 5th avenue. Nigdy specjalnie mi się nie podobał, ale albo się tak postarzałam albo zaszła we mnie inna przemiana i od teraz kojarzy mi się z ciepłem, zielenią, jesienią, a na pewno nie starością. Również tak się złożyło, że dostałam go w prezencie no i z tego faktu jestem niezmiernie zadowolona. 


Teraz czyham na odkrywanie nowych skarbów wspaniałej Arden.

Czemu wspaniałej.. Mini prolog zostawiłam na końcu. Będąc w szkole charakteryzacji/wizażu, mieliśmy wybrać jakiegoś projektanta/markę i opisać, krótko jego historię. Oczywiście każdy kłócił się o McQueena lub Chanel, nikt nie chciał tknąć nawet Arden. A, że zawsze miałam słabość do ludzi zapomnianych i z reguły ciężko doświadczonych przez los zlitowałam się... ;)
Po dokopaniu się do historii życia Pani Arden, a właściwie Florence Nightingale Graham byłam dumna, że to właśnie ja przedstawiam tą pracę. Największa rywalka Heleny Rubinstein nie bez powodu jest lubiana przez młodszych i starszych. Jej marka zobowiązuje, dlatego nie mogę nic złego powiedzieć o produktach, które używałam, wręcz przeciwnie polecam i idę po wypłacie po kolejne Ardenki.



poniedziałek, 1 października 2012

Nagie, lepkie, mokre, brudne... Soon.

Tak własnie będzie wyglądać nowa produkcja szanownej Pani Grymuzy. Nie słyszałeś? To jeszcze mało wiesz;) Kręcone około półtora miesiąca temu. Miało być o jedzeniu, a niedługo się okaże, że zabiorą mi uprawnienia do bloga jak wstawię ten film ;) Ja, oprócz paćkania mejkapów na piękne buźki modelek, padłam na kolana i zmywałam resztki bitej śmietany, mąki, czekoladowych sosów, arbuzów i innych owoców z podłogi/ścian/okien/stołów/kibli... Naprawdę jestem jak człowiek orkiestra... ;)

Trzeba z góry podziękować braciom L. za udostępnienie domu (nie wiedzieli na co się piszą, chyba byliśmy tam pierwszy i ostatni raz. Nici z grilla, którego tyle razy obiecywali). Mielimy również własnego kierowcę. Thank U 2.

Ale pragnę przestrzec wszystkich, którzy myślą, że "kąpiele" w bitej śmietanie to sama przyjemność... Albo rób to zupełnie nago, albo pożegnaj się ze swoją ulubioną bielizną/sexy koszulką bo zapachu skiśniętej bitej śmietany łatwo się nie pozbędziesz. (6 prań minęło i dupa).
No cóż... Więcej na ten temat można  zobaczyć na blogu Pani G, o tu: Projekt xxx
Jak tylko dostaniemy wszystko piknie zmontowane - chwalę się i wstawiam TU!
Tymczasem.

Foto ściągnięte od Grymuzy:








Rozdanie u Tęczowłosej :)

Myślę, że dobrze znana wielu wizażystka Matleena ogłosiła na swoim blogu konkurs. Do zgarnięcia fajna mejkapowa książeczka, więc spróbuję ją jakimś łudem szczęścia wygrać.
Info o tu:
http://matleenamakeup.blogspot.com/2012/09/wygraj-ksiazke.html

Polecam i pozdrawiam, Żanetka Leta
;)